moja i Fundacji
Cześć. Jestem Justyna i w zeszłym roku wszystko mi się wywaliło na plecki. Opowiem Ci moją herstorię.
Ile razy słyszał*ś, że jest z Tobą coś nie tak? Że jesteś za bardzo, za mało, za głośno, za cicho, za słabo, zbyt odważnie, po co, nie tak…
Ja zbyt często. Odkąd pamiętam…
…a to zostaje w głowie i w sercu.
I robi krzywdę.
Kojarzysz ten moment, w którym czujesz jakbyś brodził* po pachy w bagnie, a każdy ruch ściągał Cię bardziej w dół?
Jakby każdy krok był jakimś nadludzkim wysiłkiem, a każdy oddech kosztował Cię więcej niż kiedykolwiek? Kiedy walczysz z tym, żeby się podnieść, a co dopiero, żeby iść do pracy, czy zrobić coś produktywnego?
Kiedy już w końcu udaje Ci się złapać pełny oddech i znowu przywala Ci fala słonej, lodowatej wody i podtapia.
Jeden cios, drugi, trzeci. Najpierw straciłam wszystko w życiu prywatnym, a potem krok za krokiem w życiu zawodowym. Tam mi się wydawało. Znasz taki moment? Kiedy nie masz już siły walczyć, a ktoś próbuje Ci zabrać resztkę godności. Kiedy ledwo oddychając słyszysz, że jesteś do niczego, że jesteś niepotrzebn*, nieproduktywn*, co właściwie możesz dać innym, co możesz wnieść. Nic, przecież jesteś nikim. Nic nie umiesz. Nic nie możesz. Do niczego się nie nadajesz. Kiedy masz ochotę tylko zniknąć, chcesz, żeby to się po prostu skończyło. Zgadzasz się na wszystko, w nadziei, że w końcu będziesz mieć spokój. Że te wszystkie toksyczne osoby się w końcu odczepią. Że już nikt nie będzie kopał leżącego. Stawiał wymagań nie do pokonania.
Uciekasz, ale okazuje się, że w tej ucieczce nie ma rozwiązania. Że to co musisz zrobić to stanąć twarzą w twarz z tą lodowatą falą bólu i goryczy, stawić jej czoła.
Przeżyłam to. Przeżywałam codziennie płacząc, dostając kolejne ciosy. Nawet tak małe rzeczy jak zepsuta pralka, czy awizo w skrzynce wywoływały ataki paniki. Codzienna myśl, żeby zniknąć.
Jednak jest jeszcze jedna myśl. Wszystko dzieje się po coś. Wszystko działa na moją korzyść. To, co jak mantrę powtarzałam od lat zakorzeniło się we mnie i zaczyna teraz kiełkować, podlane nawozem z życiowej kupy.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że udaje mi się przeżyć każdy kolejny dzień samej, że wszystko zawdzięczam sobie i jestem zajebiście silna. Wszystko zawdzięczam swojej sieci wsparcia. Bez niej na pewno nie pisałabym tego tekstu.
Każdego dnia dziękuję za swój przywilej. Za to, że mogę w spokoju, kroczek za kroczkiem realizować swoje pomysły bez lęku o jutro. Że mogę skupić całą swoją energię na przetrwaniu i na realizowaniu planu, bo ktoś się mną opiekuje, bo nie jestem sama. Wiem, że nie każda osoba ma taką możliwość. Wiem, że są osoby zmagające się z życiem same. Takie, które nie mają na leki, nie mają pracy, słyszą tylko jak są bezużyteczne. Wiesz, że możemy im pomóc? Możemy być ich siecią? Ich wioską? Ich pomocną dłonią?
W poszukiwaniu sensu, czegoś, czego można się złapać, by chwilę odpocząć od poczucia winy i beznadziei zaczęłam czytać Nowy Testament. Było tam napisane, że mając możliwość i siłę masz obowiązek pracować na rzecz innych i swoją energię przeznaczyć na pomoc ludziom. Tak zrodził się pomysł reaktywacji Fundacji. Wiem, że się uda. Że ludzi dobrej woli jest więcej. Że milion osób zaufa tym ideom, złapie z nimi vibe. Że porwą one milion serc i zmobilizują do poświęcenie pięciu minut na ustawienie przelewu stałego. Tylko tyle i aż tyle. Chodźcie. Zburzmy mury starego porządku, zróbmy swój nowy, piękny świat. Dla każdej osoby według jej potrzeb i zasobów. Dzięki nam, Twojej złotówce możemy być szczęśliwi. Możemy uzyskać potrzebne wsparcie. To tylko i aż złotówka.